Nr 2(2) maj 2016 r.
– Nie dajcie sobie wmówić, że likwiduje się jakieś sądy. – Uspokaja sędzia Henryk Walczewski. – Kluczem do dobrze pomyślanej reformy jest znalezienie odpowiedzi na pytanie, gdzie mają leżeć akta.
W naszych sądach huczy od plotek na temat tego, że mają „likwidować rejony”, „likwidować apelacje”, „likwidować okręgi”… wydziały, prezesów, stanowiska pracy i sam nie wiem co jeszcze. Okazuje się, że plotkowanie w miejscu pracy jest na porządku dziennym. Jak wynika z badania Sedlak & Sedlak „Czy marnujesz czas w pracy?”, 34% respondentów przyznało się, że plotkuje zamiast pracować. Nie na wszystkie plotki należy reagować, jednak są takie, których nie można puścić mimo uszu. W normalnie zarządzanych firmach na szkodliwe pogłoski reaguje sprawny menadżer. Problem w tym, że w naszych sądach to towar deficytowy. Jeśli plotka dotyczy funkcjonowania organizacji, szef jest zobligowany do sprawdzania tej informacji, aby upewnić się, czy pracownik nie działa na szkodę firmy. Co jednak zrobić, gdy źródłem plotek są władze sądu. Na to pytanie nie znam odpowiedzi. Pewne jest jedno – pogłoski na temat planowanych zmian w sądownictwie, które krążą po naszych korytarzach urosły już do takich rozmiarów, że powinny otrzymać własny PESEL. Trudno się dziwić, gdyż dotyczą jednego z podstawowych dóbr człowieka – jego pracy. Urzędnicy w sądach przyzwyczajeni do tego, że nikt ich o niczym nie informuje, próbują jak mogą dowiedzieć się czegokolwiek. Niestety, efektem jest wyłącznie większy stres i poczucie niepewności. Nie sprzyja to, ani wydajności pracy, ani zdrowiu psychospołecznemu i tak wystarczająco przeciążonych urzędników.
W kwietniu br. w Gdańsku odbył się VII Zjazd Koordynatorów MOZ NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa. Dzięki usilnym zabiegom Przewodniczącej Komisji Międzyzakładowej – Edyty Odyjas oraz zrozumieniu problemu przez wiceministra Łukasza Piebiaka, udało się zaprosić na zjazd reprezentanta Ministerstwa Sprawiedliwości – sędziego Henryka Walczewskiego, który wyjaśnił uczestnikom Zjazdu jakie prace prowadzone są w resorcie w związku z ewentualnymi zmianami, czy też reformami w obrębie sądownictwa powszechnego.
– Prace i analizy trwają. Nie ma żadnych decyzji, postanowień dotyczących kształtu reorganizacji, ani tym bardziej terminów – podkreślał wielokrotnie sędzia Walczewski. – Obecnie trwają analizy prowadzone wokół pewnych pomysłów.
Z przedstawionego przeglądu pomysłów wynika, że dotyczą one wyłącznie kwestii organizacyjnych. Oczywistą rzeczą jest, że gwarantowana konstytucyjnie dwuinstancyjność postępowania sądowego nie podlega żadnej dyskusji.
– Nie dajcie sobie wmówić, że się likwiduje jakieś sądy. W Konstytucji zapisane są dwie instancje, to dlaczego mamy trzy rodzaje sądów? Bo w sądach okręgowych mamy dwie instancje. Pomysł jest taki, że mają być dwa rodzaje sądów: pierwszoinstancyjne i drugoinstancyjne. Nazewnictwo nie ma znaczenia – wyjaśnia wysłannik Ministerstwa.
Kolejnym pomysłem jest taka reorganizacja, by duże sądy podzielić na mniejsze jednostki, w których obsada sędziowska nie przekraczałaby 60-80 sędziów. Dzięki temu uzyska się większą samorządności poszczególnych sądów na poziomie organizacyjnym. Ostatnie zmiany związane były z centralizacją władzy na poziomie sądów apelacyjnych. Trudno uznać, że ten kierunek się sprawdza. Reorganizacja i podziały dużych sądów na mniejsze ma doprowadzić do samodzielności tych sądów tak, by osoby w nim pracujące lub nim zarządzające miały na niego wpływ i mogły sprawnie organizować pracę. W dużej organizacji tego osiągnąć się nie da.
Zwiększenie ilości sądów pierwszoinstancyjnych (okręgowych) musi skutkować zwiększeniem ilości sądów odwoławczych (apelacyjnych). W uproszczeniu można stwierdzić, że obecne wydziały odwoławcze sądów okręgowych, będą tworzyły dodatkowe sądy apelacyjne. Obecne sądy rejonowe mogą zostać wchłonięte jako oddziały pierwszoinstancyjnych sądów okręgowych.
Gdzie mają leżeć akta?
Bardzo spodobała mi się teza sędziego Walczewskiego, zgodnie z którą, kluczem do dobrze pomyślanej reformy na poziomie organizacyjnym jest znalezienie odpowiedzi na pytanie: Gdzie mają leżeć akta? Takie proste i jednocześnie takie prawdziwe. Obecna organizacja pracy w sądzie opiera się na ustawicznym przemieszczaniu akt. Gdy wpływa pismo procesowe zakłada się akta, przekazuje do dekretacji, a następnie akta przenoszone są do miejsca, w którym wpisuje się je do repertorium, potem akta przenoszone są do sędziego, sędzia przedkłada je z zarządzeniem do sekretariatu, znowu się odnotowuje w repertorium, akta znowu przemieszczane są w sekretariacie i tak cały czas. W całym procesie sędzia organizacyjnie zajmuje się sprawą, przez co nie ma czasu na swoje główne zadania związane z orzekaniem. W ramach przyszłych zmian można znaleźć taki model struktury organizacyjnej, który zlikwiduje konieczność obiegu akt i ich ciągłego odnotowywania w urządzeniach ewidencyjnych.
Kancelaria sądu
Dobrym pomysłem może być stworzenie kancelarii sądu, której zadaniem byłoby doprowadzenie sprawy do stanu umożliwiającego przekazanie jej sędziemu, w celu wydania orzeczenia. Kancelaria sądu funkcjonowałaby po to, aby wszystkie czynności poprzedzające rozprawę, których nie musi wykonywać sędzia (sprawdzenie czy wniesiono opłatę, czy dołączono wszystkie niezbędne na tym etapie załączniki, pełnomocnictwa itp.), robił ktoś, kto jest do tego upoważniony. Podobnie mogłoby to dotyczyć czynności po zapadnięciu orzeczenia, do których sędzia nie jest konieczny (np. klauzule). Wszystkie te czynności mogliby wykonywać np. referendarze sądowi. Tak przygotowana do rozpoznania sprawa wraz ze wszystkimi aktami trafiałaby do biura z wyznaczonym terminem rozprawy. Do kancelarii sądowej wracałaby dopiero po wydaniu orzeczenia w oczekiwaniu na prawomocność, a w przypadku wpływu środka odwoławczego, przekazywana byłaby do sądu drugiej instancji.
Gdy na co dzień wchodzimy do naszych sekretariatów ze wszystkich stron otaczają nas stosy akt. Stosy są przeróżnego rodzaju – przed, w trakcie i po wydaniu orzeczenia. Gdybyśmy spróbowali wyobrazić sobie zakład produkcyjny, w którym w jednym miejscu wymieszane są wszystkie etapy produkcji, to trudno wróżyć takiemu przedsiębiorstwu sukcesy. W kancelariach sądowych znajdowałyby się wyłącznie sprawy, które wpłynęły i nie są gotowe do rozpoznania lub już są orzeczone. Kancelarie sądów funkcjonowałyby w sądach pierwszej instancji. W związku z tym, że postępowania międzyinstancyjne prowadzą sądy pierwszej instancji, w sądach apelacyjnych, których zadaniem jest wyłącznie wydanie orzeczenia, kancelarie sądowe byłyby zbędne.
Biuro sędziego
Sprawy przygotowane przez kancelarię sądu trafiałyby do biura sędziego, gdzie przydzielane byłyby do asystentów. Nic nie stoi na przeszkodzie specjalizacji asystentów na poziomie węższym niż specjalizacja sędziów. Do konkretnego sędziego trafiałyby sprawy od różnych asystentów. Sędzia posiadałby dzięki temu wsparcie merytoryczne w swojej pracy. Odeszłoby się od modelu osobistej relacji pomiędzy asystentem i sędzią, czy sędzią a protokolantem. Sędziowie nie mieliby „własnych asystentów” ani „własnych protokolantów”. Sędzia przy wykonywaniu swoich obowiązków służbowych potrzebuje wsparcia organizacyjnego i merytorycznego, a nie relacji osobistej. Dodatkowo w przypadku nieobecności jednej osoby, druga nie może sprawnie realizować swoich służbowych obowiązków. Obecna organizacja pracy w sekretariatach sądowych nie umożliwia sprawnego poradzenia sobie z taką powszechną sytuacją jak absencja protokolanta – działanie zaradcze mają charakter doraźny i często dezorganizują pracę całego sekretariatu.
– Sposób funkcjonowania biura sędziego wymaga starannego przeanalizowania – zwraca uwagę sędzia Walczewski.
Zmiany ustrojowe
W sądownictwie powszechnym funkcjonowałby tylko jeden rodzaj sędziego, czyli sędzia Rzeczypospolitej Polskiej. W marcu br. na Uczelni Łazarskiego w Warszawie odbyła się przy współudziale SSP „Iustitia” konferencja pt. „Ethos sędziego”, w czasie której pojawiły się wypowiedzi zwracające uwagę, że potrzeba awansu bardzo negatywnie wpływa na sądzenie. Sędzia nie może prosić i zabiegać o awans, a jednocześnie uchodzić za niezawisłego. Sędziowie mogą nabywać stopnie służbowe i awansowe w zależności od czasu pracy i wcale nie musi się to wiązać z koniecznością przechodzenia do wyższej instancji. W sądzie pierwszoinstancyjnym będzie mógł pracować sędzia posiadający wszystkie stopnie awansowe. Jednakże sędzia, który trafi do orzekania w drugiej instancji, powinien co pięć lat na rok wracać do sądzenia w pierwszej instancji. Dzięki temu, że obecne sądy rejonowe stałyby się oddziałami sądów pierwszoinstancyjnych, sędziowie mogliby być bez przeszkód przenoszeni pomiędzy oddziałami, w zależności od obciążenia wpływającymi sprawami. Samorząd sędziowski decydowałby o podziale obciążenia i specjalizacji, według pensum organizacyjnego, a Minister Sprawiedliwości zwiększyłby nadzór nad jego realizacją w przypadku braku decyzji sędziów o opanowaniu wpływu i pensum w ramach samorządu.
Dobrym pomysłem mogłoby być także zlikwidowanie pionowej hierarchii sądów od apelacji do rejonu, w której jej ostatni stopień – sąd rejonowy – jest właściwie całkowicie ubezwłasnowolniony organizacyjnie.
Wśród sądowych plotek pojawiają się już nawet pomysły, że wszystkie zmiany wejdą w życie z początkiem 2017 r.
– To raczej logiczne, że nie da się odpowiedzieć na pytanie kiedy mogą zostać wprowadzone jakiekolwiek zmiany, skoro nie wiadomo jakie zmiany mają być wprowadzane – ripostuje wysłannik Ministerstwa. Obecnie zbierane są informacje na temat sytuacji. Statystyka sądowa nie została opracowana dla potrzeb jakichkolwiek reform i brakuje wielu danych koniecznych do podjęcia decyzji. Poszukiwane są informacje, których dotąd nie zbierano i nie opracowywano. Analizie poddawane są obowiązujące przepisy prawa proceduralnego i materialnego. Przygotowywane są nowe regulacje np. przywrócenie odrębnego postępowania w sprawach gospodarczych i innych przepisów, aby zrealizować pakiet dla przedsiębiorców. Sprawdzana jest aktualność i zasadność regulacji w zakresie np. opłat sądowych, wpływu e-protokołu na szybkość postępowania. Wiadomą rzeczą jest, że ewentualna reorganizacja wymaga nowych przepisów. Należy ją rozumieć jako sumę drobnych usprawnień w różnych procedurach i organizacji pracy sądu; jako drobne i pozytywne zmiany wymnożone przez efekt skali przesądzające o jakości zmian – cierpliwie wyjaśnił sędzia Walczewski.
– Pamiętajcie, że pracujemy dla innych i dla siebie, aby pracę wykonywać na bieżąco, bez zaległości i zbędnego stresu. Jesteśmy ekspertami, a nie rządem. Stanowienie prawa należy do Sejmu i polityków. Trzymajcie za nas kciuki – zaapelował do koordynatorów „Solidarności” Pracowników Sądownictwa.
(Darek Kadulski)